eksperyment nequitum (nequitum [łac.] - nie móc nie zdołać)
Dwa pomieszczenia - wejścia pozornie zamknięte na ciężkie, stalowe zasuwy. Można zobaczyć, co dzieje się za nimi. W drzwiach umieszczono wizjery (takie jak w zakładach karnych), przez które można zobaczy, co dzieje się po drugiej stronie (symulacja wideo – wyświetlacze LCD umieszczone za odpowiednio spreparowaną szybką)
Symulacja pierwsza (pierwsze drzwi): wnętrze jakiegoś pomieszczenia, miotająca się postać, odgłosy uderzeń w drzwi (próby sforsowania od środka – postać miota się jak ranne zwierze). Wrażenie, że za drzwiami dzieje się coś strasznego, jednak poza polem widzenia.
Symulacja druga (drugie drzwi): spoglądające badawczo oczy.
Istotnym elementem jest dźwięk – sugestywny i dochodzący zza zamkniętych drzwi. Jednak po ich otwarciu okazuje się, że wszystko jest mistyfikacją, a widoczne oznaki życia dzieją się gdzieś w przestrzeni pomiędzy.
Eksperyment arbiterium (arbiterium [łac.] oznacza - rozstrzyganie wybór osąd decyzja wyrok )Tytułowy eksperyment jest próbą analizy procesu wybierania, jego konsekwencji, nieodwracalności. Wybudowana makieta w skali 1:1 wypreparowana banalna sytuacja wyboru jednej z dwóch opcji, być może poprzez eliminację tej drugiej lub podążeniem za impulsem trwającym ułamek sekundy, może skłonić do zadania sobie pytania dlaczego tak robię? Ale oczywiście nie musi. Może okazać się kolejną sztuczną składnicą idei, ułożonych w jednej określonej konfiguracji, wybranej po prostu spośród innych.
Marta Skłodowska Randka z decyzją bywa randką w ciemno
Agnieszka Kulazińska Eksperyment nequitum
2008 - eksperyment arbiterium, Galeria Piekary, Poznań
2008 - eksperyment nequitum, Galeria Manhattan, Łódź
złapani na lep
Przemysław Jędrowski W swojej ostatniej pracy zaproponowałeś rodzaj socjokulturowego eksperymentu rozpisanego na dwa artystyczne zdarzenia w Łodzi i Poznaniu. Dzięki nim każdy mógł doświadczyć „modelu działania” wolnej woli, zastanowić się nad mechanizmami podejmowania decyzji i stanąć wobec ich konsekwencji. Nazwę projektu tworzą dwa łacińskie pojęcia: arbiterium (łac. ‘rozstrzyganie’; ‘wybór’; ‘osąd’; ‘decyzja’; ‘wyrok’) i nequitum (łac. ‘nie móc’; ’nie zdołać’). Trudno jednak nie zauważyć, że wolny wybór był tu tylko konsekwencją określonego rodzaju działania – determinizmu – uczestnictwa w galeryjnym happeningu. To zamierzony efekt?
Andrzej Wasilewski Determinizm, fatalizm, behawioryzm. Przez całe życie wtłacza się nam do głowy nauki przyrodnicze, sugerując, że nasze wybory nie są do końca nasze, ponieważ cały czas coś nami powoduje. Świat kultury Zachodu jest skonstruowany dualistycznie, polega na ciągłym wartościowaniu i wyborze pomiędzy dobrem i złem. Wynika to z chrześcijaństwa. (Wydaje mi się, że w tradycji Wschodu taka biegunowość nie istnieje.) My mamy wątek przyczynowo-skutkowy, operujemy systemem zero-jedynkowym i wciąż mówimy „tak” lub „nie”. To determinuje nasze życie, wydaje się nam, że każdy wybór ma ogromne znaczenie, choć gdy spojrzeć na to z dystansu – nie ma. Mamy tego świadomość, ale konsekwencje naszego działania często zaskakują. Dlatego postanowiłem stworzyć model „lewe lub prawe”, akcentując moment podejmowania wyboru, zastanowić się nad samym mechanizmem.
PJ Tylko że stając przed sprowokowanym przez ciebie wyborem, on sam traci znaczenie – gdziekolwiek pójdziesz, dochodzisz do tego samego celu. Jest w tym coś z greckiej tragedii („cokolwiek byś nie zrobił, bogowie już zdecydowali”) i buddyjskiego wzniesienia ponad rzeczywistość („nieważne, co cię spotyka, ważne jak to przyjmujesz”).
AW To taka mistyfikacja. W Poznaniu podzieliłem ją na dwie części: motyw przestrzeni lepiącej i motyw drugiej przestrzeni z możliwością wyboru drogi.
PJ Tak, ale uczestnik twojego eksperymentu albo trafi na projekcję much, które grzęzły w lepie, albo sam złapie się na prawdziwy lep. To po prostu ogranie tej samej kwestii przez dwie różne formy – jedna jest dosłowna, druga alegoryczna. Przy wejściu do tuneli na monitorach pojawiają się komunikaty podprogowe, klasyczne wabiki: atrakcyjne kobiety, kwiaty, piękne obiekty. W ten sposób praca cytuje biologiczne mechanizmy wabienia obecne w naturze, które najczęściej kończą się fatalnie dla wabionego...
AW Zawsze można spróbować jeszcze raz, prawda?
PJ Tak, ale po co, skoro gdziekolwiek pójdziesz i tak trafisz na lep, w którym się utopisz.
AW Może masz rację.
Jednak film, o którym mówisz, nie jest taki jednoznaczny. Zauważ, że złapany na lep owad nie zawsze leży i nie zawsze przebiera nóżkami. Przez większość czasu widzisz substancję, która go więzi, ale są też sekwencje, w których mucha wydobywa się z mazi. Kilkakrotnie owad wychodzi z kadru.
PJ Jest więc nadzieja.
AW Mam nadzieję (śmiech).
PJ Zastanawiając się nad ideą instalacji z Poznania, pomyślałem o pewnym paradoksie funkcjonującym w chrześcijaństwie. Podobnie jak dla innych religii determinizm stanowi jego fundament i z definicji jest zaprzeczeniem wolności wyboru. Z drugiej strony katolicyzm podkreśla „wolną wolę” jako największy dar od Boga. Ostatnio popularne są również teorie, wg których współczesny człowiek jest w swych zachowaniach i wyborach silnie uwarunkowany przez biologię i tylko w bardzo powierzchowny sposób, zależnie od kultury i światopoglądu, ma możliwość wyboru.
Dodatkowo, niejako przy okazji, dekonstruujesz jeden z mitów zachodniego świata – postęp techniczny. W twojej pracy wykorzystanie techniki wydaje się sposobem na odkrycie prawdy, ale jest też istotnym ograniczeniem, bo warunkując od niej formę i treść pracy, tworzysz wielopoziomową pułapkę.
AW W pewnym sensie tak. To przypomniało mi pewien wątek u Gombrowicza, który opowiada o zniewoleniu formą, czyli o tym, z czym na swój sposób próbowałem się zmierzyć. Cały czas czuję zniewolenie własną formą. Jako człowiek i jako twórca. Forma determinuje nas wszystkich. Mamy gęby i pupy. A co do techniki, używając jej, staram się pokazać także jej słabość. Dla mnie technologia i technika jest protezą.
Wracając do systemów wartości, wiem, że w kulturach niezachodnich nie funkcjonują już takie proste i oczywiste antonimy, jak np. Wschód i Zachód. To nasza kultura utworzyła właśnie model przeciwieństw: dobro-zło, czarny-biały. Nawet w cyklu rocznym zima jest przeciwieństwem lata. Ciągle coś z czymś się ściera. Kultury Wschodu w ogóle nie zakładają sytemu, w którym coś jest kontrą. Wydaje mi się to bardzo pociągające, chociaż z drugiej strony, jako człowiek ulepiony czy też oblepiony kulturą zachodnią, nie jestem w stanie myśleć w inny sposób. Mogę tylko teoretyzować lub konstruować pułapki.
PJ Założyłeś, że wybór towarzyszy nam wszystkim i wszędzie. Czy komentując przymus jego dokonywania, zastanawiałeś się nad jakimś modelem alternatywnym tej sytuacji? Nie miałeś pokusy na pokazanie problemu poprzez jego zaprzeczenie, antytezę?
AW Długo zastanawiałem się, jak wizualizować ideę tzw. wolnej woli. Za najodpowiedniejszy mechanizm uznałem przejścia przez bramki z supermarketu. Taki współczesny Rubikon. A pierwszym hasłem, które przyszło mi na myśl, był „lep”, rozumiany jako coś, co nas klei i zniewala. Oczywiście nie wiem, czy każdego. W tym momencie mówię głównie o sobie, ponieważ mam pewne trudności z podejmowaniem życiowych decyzji i myślę, że sporo ludzi ma z tym problem. Większość regularnie stara się oddalać moment wyboru. Ale niekiedy sytuacja zmusza człowieka do konkretnych ustaleń. I to właśnie skojarzyło mi się z lepem. Alternatywa, o którą pytasz, to dla mnie sytuacja, w której w ogóle nie musimy określać się wyborami. A może po prostu jest to kwestia olewania tej sprawy, jej ignorowania.
PJ Studiowałeś filozofię, a twój projekt ma wyraźne podłoże filozoficzne. Z punktu widzenia historii sztuki można tratować go jako współczesne vanitas – alegoryczną przestrogę. Zastanawiam się, na ile ważny jest dla ciebie jego artystyczny wymiar, a na ile są to środki do przekazania idei.
AW Nie uważam się za filozofa. Po prostu poszedłem z kumplami na studia, by pofilozofować, ale słuchając wykładów, dość szybko stwierdziłem, że jest to kompletny bełkot. Czysta forma dla formy. To jest jak z pociągiem, którym jadą sami kolejarze. Potem przydarzyły mi się studia artystyczne. Dla mnie najważniejsze jest bezpośrednie doświadczenie i klarowne przełożenie idei. Jeśli forma w mojej pracy dominuje, jeżeli ktoś zachwyci się jej estetyką, to znaczy, że mi nie wyszło. Staram się, żeby forma była zawsze na drugim miejscu, żeby podstawą odbioru mojej sztuki było przeżycie, refleksja. W tym sensie, masz rację, nawiązuję do tradycji sztuki. Poruszam problemy, które wcześniej podejmowało już wielu artystów.
PJ Ale często posługujesz się nowoczesnymi technikami, jesteś zaliczany do tzw. artystów nowych mediów
AW Tak, ale niewiele z tego wynika. Dziwi mnie, że ludzie z tak bezkrytyczną ufnością uważają, że nowe media określają coś absolutnie nowatorskiego, wspaniałego w sztuce. Dlatego w swoich pracach staram się pokazywać ich słabość. W przypadku tej pracy to licznik, który liczy osoby przechodzące przez tunele. Wiedza przez niego gromadzona jest bezużyteczna – nic sensownego nie potrafi nam powiedzieć, poza bzdurną statystyką. Licznik jest tylko narzędziem określonej idei, zresztą źle skonstruowany, ponieważ myli się w obliczeniach.
PJ Sztuka medialna, która powstawała w latach 60. i 70. XX wieku była pewnego rodzaju nowym futuryzmem. Nowinki techniczne były wówczas nadzieją i utopią artystów. Dzisiaj aparat i kamera cyfrowa są w powszechnym użyciu.
AW Tak, ale mając to samo narzędzie, możesz wykorzystać je bardzo różnie. Byłem kiedyś na wystawie klasycznej fotografii z lat 20. Zachwyciła mnie swoją magią. Kiedyś bardziej celebrowano jedno zdjęcie, teraz są ich miliony. Słyszałem też, że coraz chętniej powraca się do „ósemek”, kamer z 8-milimetrową taśmą filmową, czy do aparatów analogowych. Ruskie Lomo w rękach lomografów to narzędzie kultu. Tak czy siak to tylko narzędzia. Ja przecież z wykształcenia jestem tylko malarzem (często pokojowym), który sięgnął sobie do całego tego elektryczno-elektronicznego arsenału.
PJ Podczas trwania wystaw „Arbiterium/Nequitum” prosiłeś różnych ludzi o teksty na temat wyborów. Jakie wątki zostały poruszone?
Rozmaite. Od postaw typu: czy naszym postępowaniem, wyborami robimy komuś krzywdę, do skrajnie luzackich. Pojawiły się także wypowiedzi, że wszystko jest przypadkiem, albo że czasami wpada komuś do głowy „grzybek” i rośnie, zmieniając człowieka...
teksty o wyborach
Roman Brombszcz [>a]
Wybieramy tak jak pewna większość utwierdzając w ten sposób statystyczny układ, który dostatecznie dobrze przystosował się do swoich warunków brzegowych. Średnia znika z pola (widzenia?) ze względu na to, że poróżnia się wewnątrz siebie. Trudno ustalić, jaki jest obowiązujący stan dla współczesnej kultury, czy uśredniania, czy warunków brzegowych. Wybór nieprawidłowy przynosi nadwyżkę znaczenia, sens o który nie każdy zabiega. W konfrontacji z masami ludzkimi, których ocena staje się granicą osądu, wybory nieprawidłowe tracą na wykluczeniu, zyskują na wyjątkowości. Paradoksalnie masy wytwarzają też swoje nieprawidłowości.
Jak pokazuje THX1138 "skretynienie" wynurza się z obrzeży. Z kolei, Huxley wmontowuje je w "kastowość" Nowego Technopolis Alf, Bet, Delt i Epsilonów.
Sebastian Cichocki
Jednym z najbardziej osobliwych eksponatów w amerykańskim Museum of Jurrasic Technology, które samo w sobie stanowi współczesny chambres de merveilles, jest zakonserwowana kameruńska mrówka z spiczastym wyrostkiem na głowie. Pochodzący ze środkowej Afryki owad jest ofiarą grzyba z rodzaju Tomantella. Zdarza się, że mrówka grzebiąc w ściółce leśnej w poszukiwaniu żywności połyka zarodniki tego pasożyta. Grzyb „zamieszkuje” w mózgu mrówki, modyfikując jego zachowanie. Zainfekowana mrówka odłącza się od mrowiska, wędruje zagubiona po lesie tropikalnym, kto wie, czy nie dręczona jednocześnie potężnymi halucynacjami. Po jakimś czasie „na życzenie” grzyba owad po raz pierwszy w życiu opuszcza dolną część tropikalnego lasu i zaczyna wspinać się na drzewo. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości wycieńczona mrówka zanurza swoje żuwaczki w korze drzewnej i tak zakotwiczona umiera. Grzyb wyrasta wtedy z jej głowy, powoli konsumując pozostałości tkanki. Z pomarańczowego czubka pasożyta rozsiewane są sporysze, których część ma szanse trafić do mózgu kolejnej mrówki.
Ta prawdziwa historia okazywała się niezwykle użyteczna w sytuacjach kiedy opowiadałem o tradycjach konceptualnych w sztuce najnowszej, o powrotach do wątków ekologicznych czy polityczno-społecznym zaangażowaniu artystów, a także po prostu jako zgrabna, metaforyczna opowiastka w sytuacjach nieartystycznych. Zauważyłem, że opowiastka ta pasuje zwłaszcza do sytuacji, które wiążą się z podejmowaniem jakiejś decyzji. A jako, że i tym razem trudno mi było zdecydować na formę, którą przybrać ma niniejszy tekst, w sukurs przyszła mi kompletnie zagubiona mrówka, za którą decyduje złośliwy grzyb.
Ewa Kulesza decyzje
Nie podejmuję decyzji bez zastanowienia. Życie nauczyło mnie być ostrożną. Może wydaje się przez to niektórym nudna, ale to nie ma znaczenia.
Oczywiście nie wszystkie decyzje są jednakowo ważne. W tych mało ważnych pozwalam sobie na błędy, nie zawsze koncentruję się przy ich podejmowaniu, szkoda mi energii. Ale zanim podejmę ważną decyzję, długo wyczekuję na odpowiedni moment.
Część decyzji dotyczy spraw bytu, a część - ducha. W tych pierwszych jest mi chyba łatwiej. Zbieram odpowiednio długi czas informacje, analizuję, dojrzewam, a potem podejmuję decyzję. Na przykład tak było z decyzją o budowie domu. Oczywiście, że zawsze jest jakieś ryzyko niepowodzenia, ale żebym podjęła decyzję, musi być ono niewielkie (patrz ostrożność).
Trudniej jest ze sprawami ducha. Na przykład, co jest moim powołaniem, z kim powinnam żyć? Tutaj, żeby podejmować dobre decyzje, trzeba dobrze znać siebie, swoje najgłębsze potrzeby. Na te potrzeby często nakładają się pseudo potrzeby, wmówione nam przez innych (rodziców, kościół, znajomych). Albo powielamy schematy, w których czujemy się bezpiecznie (nawet jeśli nam ewidentnie szkodzą). Wiążemy się z człowiekiem, który nas niszczy (twierdząc, że to miłość), bo nasi rodzice nasz niszczyli i jest to dla nas naturalne, znajome środowisko. Tak więc nierzadko wierzymy, że coś jest naszą potrzebą, a to tylko złudzenie. Ja, żeby poznać samą siebie, moje prawdziwe potrzeby, staram się dużo czasu spędzać w samotności. Wtedy głos intuicji jest lepiej słyszalny. Dotknęłam problemu intuicji. To sedno sprawy. W sprawach ducha zawsze najważniejsze jest dla mnie to, co podpowiada mi intuicja. Raczej mnie nie zawodzi, ale to dlatego, że nie pozwalam sobie na utratę kontaktu z nią.
Większość decyzji w moim życiu była trafna. Muszę jednak przyznać, że kilka razy w życiu ważne dla mnie wybory (decyzje) podejmowali inni, nie miałam na nie wpływu. I wtedy przydawała się pokora.
Kamil Kuskowski Drogi Andrzeju!
W końcu się zmotywowalem, żeby napisac o motywacji i mechanizmach podejmowania decyzji w moim nie koniecznie artystycznym życiu, chociaż trwalo to dłuższy czas może dlatego że decyzje o napisaniu o tym wszystkim podjąłem szybko.
Co do roli motywacji w moim życiu artystycznym to jest to element niezwykle ważny, motywujące jest dla mnie wszystko zarówno sukcesy jak i porażki, często te drugie bardziej choć ktoś może uznać to za koterie. Motywujące są pochwały ale tylko te szczere chociaż nie zawsze wiem, ktore to są, motywujące są słowa krytyki oczywiście o ile są konstruktywne te w zasadzie odróżniam od innych. Motwuje mnie zazdrość oczywiście pozytywna o dobrą prace innego artysty chociaż trudno w to uwierzyć.
Motywacja jest elementem, bez którego nie wyobrażam sobie procesu twórczego, od niej bowiem wszystko sie zaczyna, ale bez niej wszystko może sie skończyć. Motywacja wywołuje u mnie specyficzny rodzaj napięcia, które sprawia że odczuwam niezwykłą przyjemność z tego co robię. W końcu motywują mnie inni.
Co do mechanizmow podejmowania decyzji często w życiu osobistym podejmuje je zbyt pochopnie aż sam sie dziwie sobie i w tej kwestii to by było wszystko.
Co do artystycznych tu jestem tak mi się przynajmniej wydaje bardziej ostrożny. W zasadzie mechanizm podejmowania decyzji dotyczący realizacji poszczególnych projektow jest zazwyczaj podobny, na początku jest pomysł jak ktos woli wstępna koncepcja, potem pojawia się czas jego weryfikacji trwajacy z reguły bardzo długo. Zanim podejmę ostateczną decyzję musze być przekonany w jakiś 90 procentach do tego co zrobie.
Pozdrawiam
Konrad Kuzyszyn
DECYZJE ZAWSZE PODEJMUJE CIAŁO ALBO ROZUM LUB JEDNO W POROZUMIENIU Z DRUGIM. JEDNAK CIAŁO JEST ZAWSZE TU I TERAZ . ROZUM NIGDY. TEN KONFLIKT SKUTKUJE NIETRAFNOŚCIĄ WYBORÓW W NASZYM ŻYCIU, KTÓRE DOŚĆ POCHOPNIE NAZYWAMY ŚWIADOMYM BYTEM… A TO JEDYNIE DOŚWIADCZANIE TRANSCENDENTNEJ RZECZYWISTOŚCI.
Jarosław Lubiak
To był zdecydowanie najgorszy dzień w moim życiu. A właściwie najdłuższa i najbardziej bezsenna noc. Choć i tak wiedziałem, że muszę zrobić to, czego zrobić najbardziej nie chciałem (lub, co na jedno wychodziło, najbardziej chciałem zrobić, to czego naprawdę nie powinienem ). I gdzie tu decyzja? (A myślałem, że jest wtedy gdy mogę zrobić to albo tamto i wybieram to, na co mam ochotę. Albo wtedy gdy mam o ochotę na to i na to, a mogę dostać tylko jedno. Albo wreszcie gdy nie chcę ani tego, ani tamtego, ale muszę wybrać.). Moment decyzji jest wtedy, gdy nie ma żadnego wyboru. Gdy muszę zrobić to, czego najbardziej zrobić nie chcę i decyduję się na to. Moment Decyzji jest Szaleństwem pisze Søren Kierkegaard.
Dominik Popławski
Chłopiec stoi przed wyborem zjedzenia, albo nie zjedzenia smakołyka.
Jest to ostatni kawałek.
W perspektywie widzi przyjemność, ale jednocześnie jej kres.
Podtrzymuje myśl o mającej nadejść przyjemności.
Odwleka jej działanie.
Trwa w stanie „bez-przyjemności”*.
Wykres:
*bez-przyjemność – w oderwaniu od związku binarnego „przyjemność – nieprzyjemność.
Marta Smolińska-Byczuk Moja decyzja to wybór słów Milana Kundery: Poza przyczynowością
W majątku Lewina spotykają się mężczyzna i kobieta, dwie samotne i melancholijne istoty. Podobają się sobie i w skrytości ducha pragną, aby ich życia się połączyły. Czekają tylko na okazję, kiedy, pozostawieni na chwilę sami, będą mogli to sobie wyznać. I wreszcie pewnego dnia widzą się bez świadków w lesie, do którego wybrali się na grzyby. Zakłopotani, milczą, wiedząc, że chwila nadeszła i nie wolno jej zaprzepaścić. W przedłużającym się milczeniu kobieta zaczyna nagle, „nieoczekiwanie i wbrew swej woli”, mówić o grzybach. Znowu zapada cisza, mężczyzna dobiera słów do swych oświadczyn, lecz zamiast mówić o miłości, on również, „pod wpływem niespodziewanego odruchu”, opowiada o grzybach. W drodze powrotnej oboje rozmawiają nadal o grzybach, bezbronni, zrozpaczeni, gdyż wiedzą, że już nigdy nie przemówią o miłości.
Po powrocie mężczyzna tłumaczy sobie, że nie mówił o miłości z powodu swej zmarłej kochanki, której wspomnienia nie potrafił w sobie zdradzić. Lecz my dobrze wiemy: że jest to przyczyna pozorna, przywołana po to, by się pocieszyć. Pocieszyć się? Tak. Albowiem godzimy się z utratą miłości z jakiegoś powodu. Nigdy nie wybaczamy sobie jej utraty bez żadnej przyczyny.
Ten krótki i bardzo piękny epizod jest niejako parabolą jednego z największych osiągnięć Anny Kareniny: ujawnienia pozaprzyczynowego, nieprzewidywalnego czy wręcz tajemnego wymiaru ludzkiego działania.
Czym jest działanie: oto odwieczne pytanie powieści, pytanie, by się tak wyrazić, ją konstytuujące. W jaki sposób powstaje decyzja? Jak przechodzi ona w czyn i jak kolejne poczynania łączą się ze sobą w jedną przygodę?
Dawni powieściopisarze usiłowali wyciągnąć z obcej i chaotycznej materii życia nitkę przejrzystego rozumowania; w ich pojęciu działanie rodzi się z racjonalnie pojętej przyczyny i wywołuje działania kolejne. Przygoda jest cudownie przyczynowym łańcuchem działań.
Werter kocha żonę przyjaciela. Nie może go oszukać, nie może zapomnieć o miłości, toteż się zabija. Samobójstwo przejrzyste niczym matematyczne równanie.
Lecz dlaczego popełnia samobójstwo Anna Karenina? Mężczyzna, który zamiast o miłości mówił o grzybach, chce uwierzyć, że stało się tak z powodu jego przywiązania do zmarłej kochanki. Przyczyny, których moglibyśmy się dopatrzyć w czynie Anny, są równie pozorne. Prawda, ludzie odnosili się do niej z pogardą, lecz czy i ona nie mogła nimi gardzić? Nie pozwalano jej odwiedzać syna, ale czy była to sytuacja nieodwołalna, nie do naprawienia? Wroński był już nieco Anną znużony, ale czy mimo wszystko nadal jej nie kochał?
Anna nie przyszła zresztą na dworzec po to, by odebrać sobie życie. Przyszła do Wrońskiego. Rzuca się pod koła, nie podjąwszy decyzji o skoku. To raczej decyzja zabrała Annę. Zaskoczyła ją. Podobnie jak mężczyzna, mówiący o grzybach miast o miłości, Anna działa „pod wpływem niespodziewanego odruchu”. Co nie oznacza, że jej czyn miałby być pozbawiony sensu. Tyle tylko, że sens ów znajduje się poza przyczynowością dostępną rozumowi. (…)
Przy boku Anny jesteśmy daleko od Wertera i daleko od Kiriłłowa. Ten ostatni zabija się, ponieważ powodują nim całkiem jasno określone korzyści, wyraźnie opisane intrygi.jego czyn, choć szaleńczy, jest wyrozumowany, świadomy, przemyślany, dokonany z premedytacją. (…)
Dostojewski uchwycił szaleństwo rozumu, pragnącego w swym uporze dojść do kresu własnej logiki. Tołstojowskie pole rozważań mieści się dokładnie po drugiej stronie: Tołstoj odsłania obecność tego, co nielogiczne, nieracjonalne. I dlatego o nim wspominam. Odwołanie się do Tołstoja pozwala umieścić Brocha w kontekście jednego z wielkich poszukiwań, które prowadzi powieść europejska: poszukiwania roli, jaką w naszych decyzjach, naszym życiu, odgrywa to, co irracjonalne.
Milan Kundera, Sztuka powieści. Esej, tłum. Marek Bieńczyk, wydanie II zmienione, PIW, Warszawa 2004, s. 55-57.
Piotrek Stasiowski non plus ultra
Bajt składa się z ośmiu bitów. Bit jako najmniejsza jednostka informacji to prosta kombinacja braku oraz pojedynczej możliwości. W symulowanym świecie baudrillardowskich symulakrów fakt ten może mieć podstawowe znaczenie dla jego konstrukcji. Bit jednak, jako taki, nie ma możliwości konstrukcji czegokolwiek, dopiero kombinacja bitów, ich kod buduje cokolwiek. Pojedyncza decyzja nie jest w stanie wpłynąć na ostateczny kształt zamierzenia. To budujące, ponieważ stanowi zabezpieczenie przed wszelką ortodoksją.
Zapalić czy nie zapalić kolejnego tego dnia papierosa? Wcisnąć czerwony guzik czy się wstrzymać przed atomową masakrą? Namalować obraz czy wybrać się na majówkę ze znajomymi? Każda z decyzji warunkowana jest szeregiem pobocznych czynników, często nie mających bezpośredniego połączenia z naszymi wyborami. Owe czynniki stanowią zabezpieczający decyzje kontekst.
Kontekst decyzji zmiękcza odpowiedzialność za nią. Powoduje relatywizację pojęć dobra i zła. Czy więc istnieją wartości uniwersalne? Niedyskutowalne? W pewnym sensie poszukiwaniom odpowiedzi na to pytanie służy sztuka. Ale i ona też stara się unikać jednoznacznych odpowiedzi, skłaniając się raczej do zadawania pytań, ujawniania pułapek kontekstu.
Próby stanowczych rozróżnień pomiędzy różnymi wartościami cechują najczęściej ludzi młodych. Na etapie dojrzewania istnieje zapotrzebowanie na pewnego rodzaju krystalizację postaw, sądów - tak, aby świadomie uczestniczyć w społeczności. Co ciekawe, z czasem owe, często jednostronne, postawy ulegają stopniowej relatywizacji. Kontekst rzeczywistości, jej nieprzeźroczystej oczywistości wymusza pewne ustępstwa na rzecz sprawnego dialogu i współegzystencji w zbiorowości. „Wiek męski, wiek klęski” postrzegany jest jako okres rozmycia priorytetów, nieufność w samostanowiące się paradygmaty. To też wiek świadomości, w którym nawet dogmaty ulegają przewartościowaniom, kwestionowaniu.
Z perspektywy kultury interesujący wydaje się ten moment przejścia pomiędzy radykalnym ustanawianiem priorytetów a postępującym ich rozbijaniem oraz zacieraniem w procesie dorastania. Czas postprodukcji, czas otwarcia na różnorodność i wieloaspektowość doświadczenia jest w stanie zamazać obiektywne, arbitralne decyzje. Czy jednak owa rewitalizacja postawy nie jest w sumie wartością dodatnią? Odejściem od bita na rzecz megabajta?
Marysia Wasilewska
Stojąc przed koniecznością wyboru między JEDNYM a DRUGIM wybieram JEDNO. Jednocześnie rezygnuję z DRUGIEGO.
Akt ten, choć dzięki niemu zyskałam JEDNO, jest bardziej wyrzeczeniem się, czy też utratą DRUGIEGO.
Ponadto, za każdym razem po dokonaniu jakiegokolwiek wyboru zostaję coraz bardziej stratna: nie mogę mieć JEDNEGO+DRUGIEGO naraz. Rachunek jest prosty – mam mniej niż przed aktem wyboru.
A ponieważ bezustannie staję w sytuacji konieczności podejmowaniu decyzji tracę coraz więcej.
To tak, jakby stożek widzenia, czy też zbiór danych o świecie poszerzający się w miarę drogi, po każdym akcie wyboru zawężał się, zwracając przeciwko sobie.
Jakby widziana i odbierana przeze mnie rzeczywistość odsuwała mnie od siebie. Strzałki wektorów zwrócone ku sobie w końcu zniosą się zupełnie.
Nie mogę jednocześnie zjeść ciastko i je mieć. Nie mogę być twórcą i tworzywem. Cokolwiek zrobię jestem stratna i tym tłumaczę swoją inercję. Jednakże, jeśli nie zrobię nic, praktycznie mnie nie ma. Żywy trup.
Strach przed popełnieniem błędu i rezygnacja, które mi towarzyszą i paraliżują aktywność, rozrzedzają tkankę życia Tu i Teraz.
Monika Weychert Waluszko Albo-Albo, Tak znaczy tak. Nie znaczy nie.
Nie interesuje mnie proces podejmowania decyzji. Decyzja może być spontaniczna. Może być bardzo przemyślana. Zawsze jednak wydaje się być wynikiem przypadku: znamy jedynie wycinek rzeczywistości i na tej podstawie podejmujemy decyzje. A gdybyśmy znali inny lub szerszy obszar - czy nasza decyzja byłaby taka sama? Albo gdybyśmy wcześniej byli uwarunkowani innymi doświadczeniami? Decyzja jest więc tylko emanacją chaosu. „Życie można zrozumieć, patrząc nań tylko wstecz. Żyć jednak trzeba naprzód.” Stąd być może, jak w ujęciu Kirkegaarda, podejmując decyzje przepełnieni jesteśmy lękiem i bólem.
Mnie interesują konsekwencje wyborów.
Ostatnio wskrzeszona została postać Krzysztofa Niemczyka. I poddana powoli polskiemu „brązownictwu” przemienia się z krakowskiej legendy w umniejszające lub/i przeciwnie stereotypy: prekursor polskiej sztuki gejowskiej, pierwszy polski sytuacjonista, wskrzesiciel ekspresjonizmu pisarskiego albo wielbiciel naturalizmu – ktokolwiek, ktoś, znowu nikt.
Mnie jednak w tej osobie pociąga właśnie moment wyboru. Kimkolwiek był Niemczyk - był wzorem „człowieka, który wybrał”. Pierwszy wybór: cokolwiek jest moim działaniem robię to bez ochronnego parasola sztuki. Za to zapłacił więzieniem, szpitalem psychiatrycznym, skomplikowaną grą ze służbami bezpieczeństwa, pogardą i ostracyzmem ze strony „środowiska” (konflikt z Kantorem i Foksalem), poniżającymi warunkami bytowania: biedą, pogłębiającą się chorobą, strasznymi warunkami mieszkania. Zapomnieniem. I drugi wybór, po śmierci matki: przestać tworzyć cokolwiek, ponieważ egoizm „Niemczyka- artysty” godził w dobro najbliższych. Przestając „być czynnym artystą” Niemczyk przesunął się na tak głęboki margines życia, ze w jego nocie biograficznej użyto sformułowania „samobójca społeczny”.
Ja szanuję twarde wybory. Troskę by ich konsekwencje nie uderzały w ludzi – bliższych i dalszych. Wybory, które nie są podyktowane partykularnym interesem. Często mogą się wydawać z boku czystym szaleństwem.
Ale.. jak napisał Kazimierz Staszewski ojciec:
Z tylu różnych dróg na życie, każdy ma prawo wybrać źle…