Za każdą fasadą staroci miasta, tej staroci, którą dziedziczymy jest jakieś podwórko pełne niespodzianek, które bywa odbiciem tego „dobrego" świata. Te podwórka drażnią szczególnie prawdziwych mieszczan, którzy zamieszkują lepsze dzielnice, a ich parkingi i ogrody graniczą z prawdziwym slamsem. Nie ma sposobu żeby to wykorzenić, dlatego powstają zasłony, przegrody, płoty i przepierzenia. Te zasłony powstają zawsze z obu stron, żeby podkreślić wzajemną suwerenność. W istocie jest to miejska symbioza, ponieważ każdy z tych przegrodzonych murem światów przegląda się w drugim i porównuje, śledzi, podgląda i kontroluje to co się dzieje za ścianą. Towarzyszy temu tęsknota za lepszym światem (czasem ten wybudowany mur ma to przesłaniać, to do czego nie sposób dosięgnąć) i ogromny sentyment do tego co znane, sielskie, oswojone i bezpiecznie odgrodzone od reszty świata. Jednocześnie przez szpary w deskach sączy się marzenie za morzami południowymi i lepszym, zawsze oddalonym innym życiem… tak bardzo pragnęłoby się być kimś innym i gdzie indziej… W małym, prusackim, prowincjonalnym mieście wykształciło się coś, co my nazywamy "kulturą szałerków*". To dobre nasze zaplecze, czasem strach postawić tam nogę, ale zawsze ciekawe, intrygujące, straszne. Stamtąd, z ukrycia, łatwiej (i bez wstydu) podejrzeć swoje marzenia. *szałerek (szajerek)- to interesujące lokalne słowo, które dobrze oddaje klimat Chełmionki (przedmieścia Chełmińskiego) – kiedyś kwintesencji życia podmiejskiego, oddalonego od centrum, sennego, II kategorii (jak u B. Schulza)
"Przy wejściu do CSW artyści (Dorota Chilińska i Andrzej Wasilewski) wybudowali szopkę (szajerek). Przytulona do fasady budynku - świątyni sztuki - dobudówka nosi znamiona zniszczenia i biedy. Takie miejsca służą gromadzeniu rzeczy pozornie czy potencjalnie przydatnych. Jak pisał Krystian Kowalski: „(…) Czasami zdołamy wykorzystać ponownie te rzeczy. Ze starych opon powstają kwietniki, ze zużytych butelek domek na działce. Często wymyślamy różne prawdopodobne sytuacje, które mogą się wydarzyć i przywrócić do życia każdy z przedmiotów. Te skupiska obiektów są pamiątką naszej codzienności, naszych biografii i historii rodzinnych. To nie są jeszcze śmieci, lecz rupiecie. Po pewnym czasie w końcu zapominamy, że takie przedmioty istniały. (…)”. Wieś staje się niezauważalnie takim zapleczem – dobudówką dla miast, jako: „źródło podstawowych surowców konsumowanych przez ludność miejską, miejsce do lokalizacji urządzeń służących spędzaniu wolnego czasu i rekreacji, i wysypiska dla odpadków życia miejskiego – odpadków nuklearnych, śmieci, przestępców i ludzi starych” (Kuvlesky, Coop 1983). Czy my potrafimy jeszcze wykorzystać wcześniejsze doświadczenia wsi, czy tylko pozwalamy im zarastać pajęczynami, ukrytym w szajerkach? Wypieramy je i wstydząc się kwitujemy jednoznacznie pejoratywnym powiedzonkiem: ale wiocha ...
Monika Weychert-Waluszko
Krystian Kowalski Nie miejsce do życia
Grupa Działania, Monika Weychert-Waluszko, Magdalena Furmanik, Roman Dziadkiewicz, Krzysztof Gutfański Lucim żyje!
Fot. Ernest Wińczyk i Jacek Chmielewski LUCIM ŻYJE wernisaż wystawy
2009 - Lucim żyje, CSW Znaki Czasu, Toruń
2007 - Życie jest gdzie indziej, Galeria Dla..., Toruń