środa, 19 października 2011

ping pong

Projekt odwołuje się do pustej i powierzchownej żonglerki faktami historycznymi relacji Niemiecko-Polskich. Obserwując, z jaką dezynwolturą i brakiem wszelakich zahamowań rozmaite wątki są wykorzystywane do doraźnych i krótkowzrocznych celów. Budowa własnego kapitału politycznego nierzadko bez pardonu obchodzi się z ludzkimi uczuciami, wspomnieniami, poczuciem winy i krzywdy.
Instalacja ping-pong jest zbudowana w taki sposób, iż widz wchodząc pomiędzy dwie projekcje wideo, usytuowane naprzeciwko siebie, staje się uczestnikiem gry. Jego uczestnictwo w grze jest jednak bezwolne, nie ma realnego wpływu na rozwój wydarzeń, jak głupi Jaś nie może złapać piłeczki, tym samym stać się rozgrywającym.
Na dwóch ekranach wyświetlają się projekcje wykorzystujące materiał historyczny (malarstwo, fotografię, film) ukazujący podobne wydarzenia z dwóch różnych perspektyw. Projekcje „grają” w ping-ponga, podrygują w rytmie piłeczki, walczą o korzystny wynik, o zwycięstwo swojego punktu widzenia, czyli własnej, subiektywnej prawdy. Zwycięstwo nie jest możliwe, zatem projekcje są zapętlone i nie kończą się nigdy. Chyba, że ktoś wyłączy prąd.

2011 - Gute Nachbarschaft? Deutsche Motive in der polnischen Gegenwartskunst / Polnische Motive in der deutschen Gegenwartskunst, Kunstraum Kreuzberg / Bethanien, Berlin (Niemcy)
2010 -  PINK PONG. Perspektywy sztuki, Szczecińskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych, Willa Lenza, Szczecin

love will tear us apart

Tytuł utworu Joy Division napisany przez Iana Curtisa - przejmujący przekaz o sprzeczności często doprowadzającej do katastrofy. Powoduje ona emocjonalne wahadło, od euforii, szczęścia, spełnienia, bliskości do depresji, autodestrukcji, wypalenia, samobójstwa. Osadzony w kulturze, w której się urodziłem, powtarzam oklepaną tezę o dwoistości natury ludzkiej, jej sprzeczności, niespójności, nielogiczności, wymykającej się wszelakim racjonalnym próbom opisu. Pracując nad projektem Love will tear us apart próbowałem, zestawiając pozornie przypadkowe elementy układanki, pokazać sytuacje, kiedy jest się „w rozkroku”, kiedy nic nie jest wiadome, kiedy próba racjonalizowania emocji kończy się niepowodzeniem. Stan pomiędzy. Redukcja środków, od jakich bywałem uzależniony (być może efektowny, elektroniczny sztafaż) ma na celu, jak zwykle w takich przypadkach, próbę wyostrzenia przekazu. Mam nadzieję, że nie okaże się on implikacją pustki.
Projekt składa się z trzech wątków. Oto krótki ich opis:
Do słów dziecięcej wyliczanki dodałem kilka innych rymowanek: kocha lubi szanuje nie chce nie dba żartuje bije kopie katuje dusi szarpie maltretuje ośmiesza i pluje. Powtarzane bez końca. Powstała z tego pisanina na ścianie oraz film wideo.
Leżąc kiedyś w wannie, zanurzając głowę pod powierzchnię wody zasłuchałem się w odgłos dudniącej pralki. Dźwięk ów na tyle wydawał mi się przejmujący, że nagrałem go nie wiedząc wtedy, do czego może mi się przydać. Przydał się. Kolejny film wideo, w którym prawie nic się nie dzieje.
Próbując uporządkować sprzeczność w swojej głowie ułożyłem słowa w pary wzajemnie wykluczające się, będące w opozycji: chodź - odejdź, blisko – daleko, ciepło – zimno, pustka – pełnia, uniesienie – bezwład, euforia – apatia, góra – dół, jestem – nie ma mnie. Ciekawy byłem jakie można mieć skojarzenie związane z tymi pojęciami, dlatego zapytałem o nie znajomych. Okazało się (co w sumie było do przewidzenia), że punkt widzenia zależy od kultury, w jakiej dana osoba została wychowana. Np dla Japończyka nie istnieje sprzeczność, wzajemna walka, tylko są to dwa oblicza tego samego, nie stojące w opozycji tylko wzajemnie się dopełniające. Dla Żyda, sprzeczności są konsekwencją grzechu jaki popełnił człowiek. Dla Meksykanki punktami, pomiędzy którymi obija się człowiek zmierzając przez życie jak pijane dziecko we mgle. Dla Kanadyjki z Québec sprzeczności nie ma w ogóle, są tylko różne ścieżki prowadzące do tego samego miejsca. Irańczyk nie rozumiał mojego pytania. Wskazał tylko skojarzenia związane z poszczególnymi słowami.
Mam oczywiście świadomość, że tego typu badana para socjologiczne, nie są w żadnej mierze miarodajne. Jednak został mi po nich fascynujący zbiór obrazów i słów, myślę że warty prezentacji.
Projekt Love wil tear us apart prawdopodobnie niczego nie rozwiązuje, nie wnosi nic nowego, zresztą, jak zazwyczaj, nie miałem pretensji odkrywcy nieznanych lądów. Po prostu zwykła szamotanina ubrana w formę, aby móc się wybrzmieć.



2011 - love will tear us apart, Galeria m2, Warszawa

czwartek, 29 września 2011

kwarantanna


Celem projektu kwarantanna jest zwrócenie uwagi na rozprzestrzeniający się problem izolacji wewnątrz struktury miejskiej. Tradycyjnie postrzegane miasto jako osada zmierzająca do możliwej samowystarczalności, która opiera się na wymianie, zarówno usług, towarów jak i myśli, wiedzy, kultury, w której dominuje pewnego rodzaju symbioza społeczna może zostać rozbite poprzez występującą potrzebę izolacji. Izolacja, bądź sztuczne tworzenie elit (najczęściej finansowych) w sposób mało świadomy wpływa na rozluźnienie więzi społecznych wewnątrz miejskich. Powstałe w ten sposób grupy (sztuczne elity), aby podkreślić swoją odrębność tworzą nowe granice wewnątrz naturalnych granic miasta. W Polskich miastach trudno dostrzec dzielnice "dobre" lub "złe", które najczęściej tworzą się przez wiele lat i są wynikiem jakiejś historii miasta. W Polsce, w wyniku systemu komunistycznego takie granice zostały całkowicie zatarte, tworzenie ich po 20 latach od upadku tego systemu jest w naszym mniemaniu procesem całkowicie sztucznym, przynoszącym szkodę konstrukcji miasta. Tworzenie osiedli miejskich zamkniętych, wewnątrz "naturalnych" granic miejskich, służy izolacji od społeczności, w obszarze której powstają i które w istocie wykorzystują, żeby móc istnieć. Projekt kwarantanna polegający na otoczeniu "osiedli zamkniętych" symboliczną granicą, jest próbą uwidocznienia silnego zjawiska nieuzasadnionej izolacji, którą uważamy za rodzaj zaraźliwej choroby społecznej. Z drugiej strony postawiona w ten sposób granica może zostać odczytana "na zewnątrz", czyli z punktu widzenia społeczności próbujących odgrodzić się od reszty miasta, która w ich mniemaniu jest chora, zagrażająca. Każdy ze sposobów interpretacji zjawiska zmierza ostatecznie do tej samej konkluzji, iż zjawisko to niszczy symbiozę społeczną, a tym samym rozbija organizm miejski. Projekt kwarantanna polega na otoczeniu wybranych „osiedli zamkniętych” (wokół ich granic) żółtą taśmą ostrzegawczą z napisem kwarantanna

2009 - Epidemia, Zona Sztuki Aktualnej, Łódź
2008 - Entopia, harmonia miasta, Galeria Sztuki Wozownia, Toruń

wtorek, 16 sierpnia 2011

c.d.n.n.


Na 9 wyświetlaczach LCD widać rozbity obraz przelewającego się płynu – krwi. Można dostrzec także tonącą postać. Obraz jest jakby zamrożony w 9 bryłach lodu. Na 2 tablicach wyświetlających LED pojawiają się słowa nigdy zawsze zestawione ze słowami potem teraz, dzisiaj jutro.
c.d.n.n. ciąg dalszy nie nastąpi? Próba zdiagnozowania nieliniowość upływu czasu (rozbicie jednego obrazu na dziewięć), jego względność ale także nieodwracalność zdarzeń – bez możliwości apelacji. Pomimo prób uchwycenia chwili, zatrzymania obrazu, wspomnienie często pozostaje tylko zimną bryłą lodu... A czas stężał i zmienił swój stan skupienia.
c.d.n.n. ciąg dalszy nastąpi nastąpi... także w taki sposób można odczytać tytuł... albo w zupełnie inny sposób.

2007 - c.d.n.n., Galeria XX1, Warszawa
2007 - Przeciąg Festiwal Sztuki Młodych, Zamek Książąt Pomorskich, Szczecin

obraz i podobieństwo


Wideoinstalacja obraz i podobieństwo dotyka problemu obrazu, jego relacji ze światem i zachwianej możliwości opisu w sposób satysfakcjonujący. Pojęcie obrazu straciło swoje dotychczasowe znaczenie – odkleiło się od płaszczyzny, stało się wszechobecne, można powiedzieć, że zlaicyzowało się. Ogromna ilość obrazów obrazów obrazów... wzrosła w stopniu geometrycznym, w konsekwencji przedmiot obrazowania zniknął. Podobieństwo przypisane obrazowaniu samo staje się obrazem, a obraz podobieństwem. Obraz filmu video, obraz słów zapisanych na ścianach, obraz urządzeń, obraz całości – obraz obrazu, licytujące się obraz z podobieństwem, zmęczenie i znudzenie doprowadzające do kłótni obraz?, podobieństwo?. Samo zaspokajający się proces zagubił przez to swoje uzasadnienie, sam dla siebie, a przez to jałowy.

2008 - Trzecia odsłona (wystawa kolekcji Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych), Muzeum Architektury, Wrocław
2006 - Obrazy jak malowane, Galeria Bielska BWA, Bielsko Biała
2005 - 6 Krajowa Wystawa Malarstwa Młodych, 7 Konkurs im. Eugeniusza Gepperta, BWA „Awangarda” Wrocław (nagroda Rektora Akademii Sztuk Pieknych we Wrocławiu / nagroda Marszałka Województwa Dolnośląskiego)

sobota, 6 sierpnia 2011

greentrix


Projekt Greentrix nawiązuje do wirtualnej cyfrowo wygenerowanej rzeczywistości (greentrix - matrix). Człowiek na własne życzenie podłączony do technologicznych interfejsów traci kontakt z naturą. Idee powrotu do niej wydają mi się utopią. Patrząc na postępujące niszczenie błękitnej planety, przez najbardziej agresywną i pazerną istotę, jaką jest człowiek, trudno nie odnosić wrażenie, że nie jest możliwa rekultywacja np. obszarów puszczy amazońskiej czy zanieczyszczonych delt rzek. Obawiam się, że wkrótce nieskażona zieleń stanie się tylko wirtualną domeną, wobec której będziemy mogli przemieszczać, jak w grze komputerowej bez grawitacji mając poczucie wszechmocy, jednak będąc zawsze poza nią.
Greentrix to sześcian, do której widz może wejść. Sześcian, którego ściany stanowią 4 interaktywne, zsynchronizowane projekcje, wobec których ma poczucie przemieszczania się.

2011 - Going Green, Crossing Art Gallery, Nowy Jork (USA)

poniedziałek, 25 lipca 2011

עגל הזהב

złoty cielec (hr. עגל הזהב, trb. agal hazahab)
Bramy raju zatrzaśnięte po konsumpcji niewinnego jabłuszka z robaczkiem w środku, nieustannie przyciągają obietnicą realizacji najskrytszych pragnień. Motyw przejścia do innego, a przez to lepszego świata unaocznia się w większości przejawów ludzkiej aktywności. Pozornie świadome wybory wskazują niezmiennie na połyskującą w świetle księżyca sylwetę złotego cielca. Wzbudzający gniew biblijnego boga, kawałek ziemskiego tu i teraz, jawi się niczym idylla tropikalnej wyspy. Błękit nieba, złote piaski, białe bałwany stają się świetnym tłem na fototapecie pragnień. Łatwo jest je wypełnić znaną i rozpoznawalną formą: połyskiem gadżetu nowoczesności, gładką skórą obietnicy wiecznej młodości, witalnością bezstresowego samozadowolenia.
Dotarcie do bramy raju na grzbiecie złotego cielca wymusza sztywną postawę, pełną obrażonej godności i poczucia swoich racji. Po przelaniu litrów potu, w trakcie napinania swojego mięśnia pewności, następuje błogostan, niezmącony nawet ukłuciem zakwasu kompleksu.
Ozdobię bramę do swojego raju tak, jak mi się podoba… a cielca to ja mogę nawet w tyłek pocałować.
Realizacja skonstruowana jest na bazie symboliki złotego cielca. Teksty - opisy niezbędnych przedmiotów-fetyszy zaczerpnięte z fachowych magazynów, do odczytania oraz odsłuchania formułowane są jako modlitwa - powtarzająca się mantra.
Cielec, obłożony złotymi płatkami ma w tyłku zainstalowany monitor – przez dziurę można go zobaczyć. Wyświetlany film w pupie pokazuje malutkich, zunifikowanych jak mrówki w mrowisku ludzików pracujących w pocie czoła, przy taśmie, nad kolejnymi produktami – jak w Modern Times Charlie Chapline'a. Konfrontacja marzeń z codziennością wykrzywia obraz idylli. Gdzieś tam za tandetnie złocistą fasadą kryją się wykrzywieni w wysiłku walki o przetrwanie jej wykonawcy – fundament współczesnej ekonomii.

2009 - עגל הזהב, CSW Łaźnia, Gdańsk

piątek, 24 czerwca 2011

fallout


Inspiracją realizacji fallout jest stara gra Role Playing Game o tym samym tytule. Wizja świata programistów to ekosystem zniszczony przez apokalipsę nuklearno-technologiczną – wasteland (teren niezagospodarowany, pustkowie, nieużytek, ugór, pustynia, pustynia kulturalna). Zadaniem gracza jest rewitalizacja, usunięcie skutków kataklizmu, wypełnienie pustki życiodajną treścią, ożywienie wyschniętych źródeł. Widz może przez chwilę poczuć się jak gracz, pokonując rozległe obszary wastelandu w poszukiwaniu upragnionego zbawienia ludzkości, reprezentowanej przez zagubioną w kulturze i cywilizacji grupę dzikusów.
Fallout dzięki algorytmowi wastelandu wyszukuje określone obszary na mapie satelitarnej ziemi, w sposób nieprzewidywalny decyduje o życiu uwięzionych w pojemnikach próbkach organicznych.

2011 - fallout, Galeria XX1, Warszawa
2010 - Mediations Biennale, Beyond Mediations, Centrum Kultury Zameki, Poznań

oda do młodości

Próbując odnieść się do idei młodości, pomyślałem, że dobrze by było przypomnieć sobie „Odę do młodości ” i spróbować ją ponownie wyrecytować... tylko, zrobiłem to od tyłu. Nagrałem tę pokraczną recytację, a następnie cyfrowo puściłem ją ponownie od tyłu. Wywołało to efekt niesamowitej męki i niezrozumienia słów recytowanej ody. 16 cyfrowych generatorów audio-wideo, skonstruowanych pieczołowicie z wszelkimi konsekwencjami nowoczesnej instalacji (obraz wideo, kabelki, odtwarzacze dvd, ogólna plątanina „nowych mediów”), nieustannie recytuje – a właściwie usiłuje recytować tekst, którego głupia maszyna w ogóle nie rozumie (bo dlaczego by miała?). Słuchając tych 16 nieustannie powtarzających się głosów mam czasem wrażenie albo jakiejś mantry albo modlitwy, klepanej bez zrozumienia...
"(...) drugą instalacja Andrzeja Wasilewskiego Oda do młodości. Tę drugą zbudowano z 16 małych monitorów, na których wyświetlane były wykresy, swoją formą nawiązujące do tych, pojawiających się na monitorach podtrzymujących przy życiu pacjentów OIOM-u. Od czasu do czasu, z zamieszczonych przy monitorach głośników dobiegał szum, do złudzenia przypominający ludzki, choć lekko bełkotliwy, głos. Cała maszyneria została połączona z dwoma wyświetlaczami. Na nich znajdowało się rozwiązanie zagadki: wyświetlany raz od przodu, raz od tyłu tekst mickiewiczowskiej Ody do młodości, synonimu pojedynku pokoleń o władzę. (...) Artysta analizie poddaje także kategorię młodości akcentowaną w tytule pracy i wystawy, konotacje kulturowe, które nieuchronnie ona przywołuje: pokoleniowej zmiany i rewolucji. Młodość przedstawiona jest tu za pomocą maszynerii jako ledwo żywa, sztucznie wspomagana."
Ewa Małgorzata Tatar

2008 - V Triennale Młodych, CRP, Orońsko

pin-up gówna

Zastanawiam się nie raz dlaczego popełniłem te gówna szumnie nazywane z cyklu pin-ups. Można by odnieść wrażenie, że jest to totalnie mizoginistyczny projekt – kobieta przedmiot, obiekt fantazji, fetysz obmacywany lepkimi paluszkami napaleńca z poczuciem winy – mnie. Cóż, obawiam się, że problem jest głębszy. Obleśność, jaka jest zawarta w tym projekcie (pełzające robactwo, morze kości, trywialny wręcz banalny erotyzm) oblepia pewne moje doświadczenie. Zza tego sprzecznego obrazu wyłania się przeżycie agresji, okrucieństwa i zwykłego bólu. Projekt pin-ups nadaje się raczej do analizy psychoterapeutycznej, chociaż wydaje mi się, że przeprowadziłem to sam. Nigdy więcej pin-upsów w moim życiu. Oby nie były to pobożne życzenia. Z drugiej strony kolejne (po Bielskiej Jesieni) pin-upsy popełniłem po prostu dla kasy, ku mojemu zdumieniu ktoś tam chciał je kupować, ktoś kupował. Cóż, ja nigdy bym ich nie chciał wieszać na ścianie.



Monika Kosteczko-Grajek Zgniły owoc pożądania

2011 - ArtVilnius'11, LITEXPO Lithuanian Exhibition and Convension Centre, Wilno (Litwa)
2010 - pin-ups, Zona Sztuki Aktualnej, Łódź
2010 - ArteSantander 2010 XIX Feria Internacional de Arte Contemporaneo, Palacio de Exposiciones y Congresos, Santander (Hiszpania)
2010 - Glamour, 6 inSPIRACJE, Szczecin
2009 - Slick 09, Centquarte, Paryż (Francja)
2008 - Berliner Liste, Fair for contemporary art, Beriln (Niemcy)
2008 - XXII Festiwal Polskiego Malarstwa Współczesnego, Zamek Książąt Pomorskich, Szczecin (wyróżnienie czasopisma Artluk)
2008 - Sexhibicja, Studio ACH! Stowarzyszenie Pracowni Twórczych, Warszawa
2007 - Bielska Jesień, Galeria Bielska BWA, Bielsko-Biała

życie jest gdzie indziej

Za każdą fasadą staroci miasta, tej staroci, którą dziedziczymy jest jakieś podwórko pełne niespodzianek, które bywa odbiciem tego „dobrego" świata. Te podwórka drażnią szczególnie prawdziwych mieszczan, którzy zamieszkują lepsze dzielnice, a ich parkingi i ogrody graniczą z prawdziwym slamsem. Nie ma sposobu żeby to wykorzenić, dlatego powstają zasłony, przegrody, płoty i przepierzenia. Te zasłony powstają zawsze z obu stron, żeby podkreślić wzajemną suwerenność. W istocie jest to miejska symbioza, ponieważ każdy z tych przegrodzonych murem światów przegląda się w drugim i porównuje, śledzi, podgląda i kontroluje to co się dzieje za ścianą. Towarzyszy temu tęsknota za lepszym światem (czasem ten wybudowany mur ma to przesłaniać, to do czego nie sposób dosięgnąć) i ogromny sentyment do tego co znane, sielskie, oswojone i bezpiecznie odgrodzone od reszty świata. Jednocześnie przez szpary w deskach sączy się marzenie za morzami południowymi i lepszym, zawsze oddalonym innym życiem… tak bardzo pragnęłoby się być kimś innym i gdzie indziej… W małym, prusackim, prowincjonalnym mieście wykształciło się coś, co my nazywamy "kulturą szałerków*". To dobre nasze zaplecze, czasem strach postawić tam nogę, ale zawsze ciekawe, intrygujące, straszne. Stamtąd, z ukrycia, łatwiej (i bez wstydu) podejrzeć swoje marzenia. *szałerek (szajerek)- to interesujące lokalne słowo, które dobrze oddaje klimat Chełmionki (przedmieścia Chełmińskiego) – kiedyś kwintesencji życia podmiejskiego, oddalonego od centrum, sennego, II kategorii (jak u B. Schulza)
"Przy wejściu do CSW artyści (Dorota Chilińska i Andrzej Wasilewski) wybudowali szopkę (szajerek). Przytulona do fasady budynku - świątyni sztuki - dobudówka nosi znamiona zniszczenia i biedy. Takie miejsca służą gromadzeniu rzeczy pozornie czy potencjalnie przydatnych. Jak pisał Krystian Kowalski: „(…) Czasami zdołamy wykorzystać ponownie te rzeczy. Ze starych opon powstają kwietniki, ze zużytych butelek domek na działce. Często wymyślamy różne prawdopodobne sytuacje, które mogą się wydarzyć i przywrócić do życia każdy z przedmiotów. Te skupiska obiektów są pamiątką naszej codzienności, naszych biografii i historii rodzinnych. To nie są jeszcze śmieci, lecz rupiecie. Po pewnym czasie w końcu zapominamy, że takie przedmioty istniały. (…)”. Wieś staje się niezauważalnie takim zapleczem – dobudówką dla miast, jako: „źródło podstawowych surowców konsumowanych przez ludność miejską, miejsce do lokalizacji urządzeń służących spędzaniu wolnego czasu i rekreacji, i wysypiska dla odpadków życia miejskiego – odpadków nuklearnych, śmieci, przestępców i ludzi starych” (Kuvlesky, Coop 1983). Czy my potrafimy jeszcze wykorzystać wcześniejsze doświadczenia wsi, czy tylko pozwalamy im zarastać pajęczynami, ukrytym w szajerkach? Wypieramy je i wstydząc się kwitujemy jednoznacznie pejoratywnym powiedzonkiem: ale wiocha ... 
Monika Weychert-Waluszko  


Krystian Kowalski Nie miejsce do życia
Grupa Działania, Monika Weychert-Waluszko, Magdalena Furmanik, Roman Dziadkiewicz, Krzysztof Gutfański Lucim żyje!
Fot. Ernest Wińczyk i Jacek Chmielewski LUCIM ŻYJE wernisaż wystawy

2009 - Lucim żyje, CSW Znaki Czasu, Toruń
2007 - Życie jest gdzie indziej, Galeria Dla..., Toruń

środa, 11 maja 2011

transfuzja

Transfuzja zbudowana jest z 5 grup elektronicznych obiektów. Składają się z wyświetlaczy LCD ustawionych na specjalnie skonstruowanych statywach z wypuszczonym do góry pojemnikiem na płyny reanimacyjne (jak kroplówka).
Pojemnik z płynem jest ruchomy i reaguje na obecność widza. Fotokomórka uruchamia silnik, który opuszcza pojemnik i powoduje, że płyn wlewa się do specjalnej komórki umieszczonej przed ekranem, w ten sposób powstaje efekt zalewania ekranu cieczą (płynem reanimacyjnym).
Dodatkowo w momencie pojawienia się widza w obszarze pracy dochodzi do wymiany obrazów wideo w wyświetlaczach. Obraz samospalenia mnicha buddyjskiego, zamienia się w zdeformowany szum medialny, składający się z przeciwstawnych informacji: istotnych i błahych, okrutnych i przyjemnych, przejmujących i kompletnie głupich. Obraz będący sensem transfuzji ukrywa się przed widzem.Całości towarzyszy animacja, wyświetlana na niezależnych LCD, przedstawiająca wnętrze pulsującej aorty.



Piotr Stasiowski Maszyny i ludzie. [t]:terror w Studio BWA

2011 - fallout, Galeria XX1, Warszawa
2011 - tolerancja błędu, Otwarta Pracownia, Kraków
2010 - The Prague contemporary festival Tina B. - solutions and evolution / platonic lives, Nostic Palace, Praga (Czechy)
2009 - The First International Contemporary Art Fair ArtVilnius'09, Lithuaniar Exhibition Centre LITEXPO, Wilno (Litwa)
2008 - Maszyny pożądające, Zona Sztuki Aktualnej, Łódź
2008 - Mediations Biennale - [un]human error, Galeria Naród Sobie, Poznań
2007 - error_002: perpetuum soundscreen mobile, BWA Studio, Wrocław
2007 - TRANSVIZUALIA 007: MEDIASCREAM! [STYMULACJA-SYMULACJA], Gdynia (nagroda główna Marszałka Województwa Pomorskiego)
2006 - TRANSFUZJA_#02 (alfa), Galeria Oranżeria CRP, Orońsko
2006 - TRANSFUZJA_#01 (betatest), Galeria ON, Poznań

wtorek, 3 maja 2011

73°51'N 54°30'E



73°51'N 54°30'E to jedne ze współrzędnych geograficznych grupy wysp nazwanych Nowa Ziemia położonych na morzu arktycznym. Moje Poszukiwanie Nowej Ziemi zaczęło się od oglądania map satelitarnych używając programu GoogleEarth. Nowa Ziemia – sowiecki poligon atomowy, na którym zdetonowano największą bombę świata, zdolną zniszczyć dziesiątki miast. Najprostsze skojarzenie: Japonia – Hiroszima. Dystans, jaki dzielił mnie od celu wędrówki, niewyobrażalna podróż w nieznane wywołała jedno uczucie – pustki. Pustki wynikającej z niewiedzy, strachu przed obcym, wielkiego skoku z ciepłych i bezpiecznych pieleszy domu w kierunku mitycznej i wyśnionej Odysei. Japońskie ideogramy wyrażające pustkę 虚無[kyomu], 空しさ[munashisa], 虚しさ[munashisa], 虚 [kyo], 空 [kuu], 空虚 [kuukyo], 無 [mu], 無意muimi, przetwarzając na monotonny obraz wideo, zestawione zostały z cyfrowym obrazem Tokio, powoli wyrysowywanym w 3D przez program symulujący rzeczywistość. Białe, zunifikowane klocki powoli zasiedlały mapę satelitarną, powoli z powodu słabego przesyłu danych przez łącze internetowe. Obraz mojego zatrzymania przed podróżą był obrazem z dystansu, kiedy już zmieniła się optyka widzenia i kąty patrzenia zyskały nowy wymiar, pustka wypełniła się nabrzmiałą i pulsującą formą wprawiając mnie w stan permanentnego przepicia. Całe instrumentarium instalacji, niedbale rozłożone na zniszczonym blacie, powoli gaśnie, podłączone do szeregu baterii zużywa energię, umiera, przechodząc w stan pustki znaczeń. Instalacja 73°51'N 54°30'E jest pierwszą próbą poradzenia sobie z dystansem, jaki przybiera się wobec nieznanego i nieodkrytego. Białe plamy umysłu…

wielkie dzięki dla Aki Wendland i Yasuyuki Saegusy

2009 - Looking for a NEW EARTH, Sojo Gallery, Kumamoto (Japonia)

czwartek, 28 kwietnia 2011

arbiterium / nequitum

eksperyment nequitum (nequitum [łac.] - nie móc nie zdołać)
Dwa pomieszczenia - wejścia pozornie zamknięte na ciężkie, stalowe zasuwy. Można zobaczyć, co dzieje się za nimi. W drzwiach umieszczono wizjery (takie jak w zakładach karnych), przez które można zobaczy, co dzieje się po drugiej stronie (symulacja wideo – wyświetlacze LCD umieszczone za odpowiednio spreparowaną szybką)
Symulacja pierwsza (pierwsze drzwi): wnętrze jakiegoś pomieszczenia, miotająca się postać, odgłosy uderzeń w drzwi (próby sforsowania od środka – postać miota się jak ranne zwierze). Wrażenie, że za drzwiami dzieje się coś strasznego, jednak poza polem widzenia.
Symulacja druga (drugie drzwi): spoglądające badawczo oczy.
Istotnym elementem jest dźwięk – sugestywny i dochodzący zza zamkniętych drzwi. Jednak po ich otwarciu okazuje się, że wszystko jest mistyfikacją, a widoczne oznaki życia dzieją się gdzieś w przestrzeni pomiędzy.
Eksperyment arbiterium (arbiterium [łac.] oznacza - rozstrzyganie wybór osąd decyzja wyrok )Tytułowy eksperyment jest próbą analizy procesu wybierania, jego konsekwencji, nieodwracalności. Wybudowana makieta w skali 1:1 wypreparowana banalna sytuacja wyboru jednej z dwóch opcji, być może poprzez eliminację tej drugiej lub podążeniem za impulsem trwającym ułamek sekundy, może skłonić do zadania sobie pytania dlaczego tak robię? Ale oczywiście nie musi. Może okazać się kolejną sztuczną składnicą idei, ułożonych w jednej określonej konfiguracji, wybranej po prostu spośród innych.



Marta Skłodowska Randka z decyzją bywa randką w ciemno
Agnieszka Kulazińska Eksperyment nequitum

2008 - eksperyment arbiterium, Galeria Piekary, Poznań
2008 - eksperyment nequitum, Galeria Manhattan, Łódź

złapani na lep

 Przemysław Jędrowski  W swojej ostatniej pracy zaproponowałeś rodzaj socjokulturowego eksperymentu rozpisanego na dwa artystyczne zdarzenia w Łodzi i Poznaniu. Dzięki nim każdy mógł doświadczyć „modelu działania” wolnej woli, zastanowić się nad mechanizmami podejmowania decyzji i stanąć wobec ich konsekwencji. Nazwę projektu tworzą dwa łacińskie pojęcia: arbiterium (łac. ‘rozstrzyganie’; ‘wybór’; ‘osąd’; ‘decyzja’; ‘wyrok’) i nequitum (łac. ‘nie móc’; ’nie zdołać’). Trudno jednak nie zauważyć, że wolny wybór był tu tylko konsekwencją określonego rodzaju działania – determinizmu – uczestnictwa w galeryjnym happeningu. To zamierzony efekt?
 Andrzej Wasilewski  Determinizm, fatalizm, behawioryzm. Przez całe życie wtłacza się nam do głowy nauki przyrodnicze, sugerując, że nasze wybory nie są do końca nasze, ponieważ cały czas coś nami powoduje. Świat kultury Zachodu jest skonstruowany dualistycznie, polega na ciągłym wartościowaniu i wyborze pomiędzy dobrem i złem. Wynika to z chrześcijaństwa. (Wydaje mi się, że w tradycji Wschodu taka biegunowość nie istnieje.) My mamy wątek przyczynowo-skutkowy, operujemy systemem zero-jedynkowym i wciąż mówimy „tak” lub „nie”. To determinuje nasze życie, wydaje się nam, że każdy wybór ma ogromne znaczenie, choć gdy spojrzeć na to z dystansu – nie ma. Mamy tego świadomość, ale konsekwencje naszego działania często zaskakują. Dlatego postanowiłem stworzyć model „lewe lub prawe”, akcentując moment podejmowania wyboru, zastanowić się nad samym mechanizmem.
 PJ  Tylko że stając przed sprowokowanym przez ciebie wyborem, on sam traci znaczenie – gdziekolwiek pójdziesz, dochodzisz do tego samego celu. Jest w tym coś z greckiej tragedii („cokolwiek byś nie zrobił, bogowie już zdecydowali”) i buddyjskiego wzniesienia ponad rzeczywistość („nieważne, co cię spotyka, ważne jak to przyjmujesz”).
 AW  To taka mistyfikacja. W Poznaniu podzieliłem ją na dwie części: motyw przestrzeni lepiącej i motyw drugiej przestrzeni z możliwością wyboru drogi.
 PJ  Tak, ale uczestnik twojego eksperymentu albo trafi na projekcję much, które grzęzły w lepie, albo sam złapie się na prawdziwy lep. To po prostu ogranie tej samej kwestii przez dwie różne formy – jedna jest dosłowna, druga alegoryczna. Przy wejściu do tuneli na monitorach pojawiają się komunikaty podprogowe, klasyczne wabiki: atrakcyjne kobiety, kwiaty, piękne obiekty. W ten sposób praca cytuje biologiczne mechanizmy wabienia obecne w naturze, które najczęściej kończą się fatalnie dla wabionego...
 AW  Zawsze można spróbować jeszcze raz, prawda?
 PJ  Tak, ale po co, skoro gdziekolwiek pójdziesz i tak trafisz na lep, w którym się utopisz.
 AW  Może masz rację.
Jednak film, o którym mówisz, nie jest taki jednoznaczny. Zauważ, że złapany na lep owad nie zawsze leży i nie zawsze przebiera nóżkami. Przez większość czasu widzisz substancję, która go więzi, ale są też sekwencje, w których mucha wydobywa się z mazi. Kilkakrotnie owad wychodzi z kadru.
 PJ  Jest więc nadzieja.
 AW  Mam nadzieję (śmiech).
 PJ  Zastanawiając się nad ideą instalacji z Poznania, pomyślałem o pewnym paradoksie funkcjonującym w chrześcijaństwie. Podobnie jak dla innych religii determinizm stanowi jego fundament i z definicji jest zaprzeczeniem wolności wyboru. Z drugiej strony katolicyzm podkreśla „wolną wolę” jako największy dar od Boga. Ostatnio popularne są również teorie, wg których współczesny człowiek jest w swych zachowaniach i wyborach silnie uwarunkowany przez biologię i tylko w bardzo powierzchowny sposób, zależnie od kultury i światopoglądu, ma możliwość wyboru.
Dodatkowo, niejako przy okazji, dekonstruujesz jeden z mitów zachodniego świata – postęp techniczny. W twojej pracy wykorzystanie techniki wydaje się sposobem na odkrycie prawdy, ale jest też istotnym ograniczeniem, bo warunkując od niej formę i treść pracy, tworzysz wielopoziomową pułapkę.
 AW  W pewnym sensie tak. To przypomniało mi pewien wątek u Gombrowicza, który opowiada o zniewoleniu formą, czyli o tym, z czym na swój sposób próbowałem się zmierzyć. Cały czas czuję zniewolenie własną formą. Jako człowiek i jako twórca. Forma determinuje nas wszystkich. Mamy gęby i pupy. A co do techniki, używając jej, staram się pokazać także jej słabość. Dla mnie technologia i technika jest protezą.
Wracając do systemów wartości, wiem, że w kulturach niezachodnich nie funkcjonują już takie proste i oczywiste antonimy, jak np. Wschód i Zachód. To nasza kultura utworzyła właśnie model przeciwieństw: dobro-zło, czarny-biały. Nawet w cyklu rocznym zima jest przeciwieństwem lata. Ciągle coś z czymś się ściera. Kultury Wschodu w ogóle nie zakładają sytemu, w którym coś jest kontrą. Wydaje mi się to bardzo pociągające, chociaż z drugiej strony, jako człowiek ulepiony czy też oblepiony kulturą zachodnią, nie jestem w stanie myśleć w inny sposób. Mogę tylko teoretyzować lub konstruować pułapki.
 PJ  Założyłeś, że wybór towarzyszy nam wszystkim i wszędzie. Czy komentując przymus jego dokonywania, zastanawiałeś się nad jakimś modelem alternatywnym tej sytuacji? Nie miałeś pokusy na pokazanie problemu poprzez jego zaprzeczenie, antytezę?
 AW  Długo zastanawiałem się, jak wizualizować ideę tzw. wolnej woli. Za najodpowiedniejszy mechanizm uznałem przejścia przez bramki z supermarketu. Taki współczesny Rubikon. A pierwszym hasłem, które przyszło mi na myśl, był „lep”, rozumiany jako coś, co nas klei i zniewala. Oczywiście nie wiem, czy każdego. W tym momencie mówię głównie o sobie, ponieważ mam pewne trudności z podejmowaniem życiowych decyzji i myślę, że sporo ludzi ma z tym problem. Większość regularnie stara się oddalać moment wyboru. Ale niekiedy sytuacja zmusza człowieka do konkretnych ustaleń. I to właśnie skojarzyło mi się z lepem. Alternatywa, o którą pytasz, to dla mnie sytuacja, w której w ogóle nie musimy określać się wyborami. A może po prostu jest to kwestia olewania tej sprawy, jej ignorowania.
 PJ  Studiowałeś filozofię, a twój projekt ma wyraźne podłoże filozoficzne. Z punktu widzenia historii sztuki można tratować go jako współczesne vanitas – alegoryczną przestrogę. Zastanawiam się, na ile ważny jest dla ciebie jego artystyczny wymiar, a na ile są to środki do przekazania idei.
 AW  Nie uważam się za filozofa. Po prostu poszedłem z kumplami na studia, by pofilozofować, ale słuchając wykładów, dość szybko stwierdziłem, że jest to kompletny bełkot. Czysta forma dla formy. To jest jak z pociągiem, którym jadą sami kolejarze. Potem przydarzyły mi się studia artystyczne. Dla mnie najważniejsze jest bezpośrednie doświadczenie i klarowne przełożenie idei. Jeśli forma w mojej pracy dominuje, jeżeli ktoś zachwyci się jej estetyką, to znaczy, że mi nie wyszło. Staram się, żeby forma była zawsze na drugim miejscu, żeby podstawą odbioru mojej sztuki było przeżycie, refleksja. W tym sensie, masz rację, nawiązuję do tradycji sztuki. Poruszam problemy, które wcześniej podejmowało już wielu artystów.
 PJ  Ale często posługujesz się nowoczesnymi technikami, jesteś zaliczany do tzw. artystów nowych mediów
 AW  Tak, ale niewiele z tego wynika. Dziwi mnie, że ludzie z tak bezkrytyczną ufnością uważają, że nowe media określają coś absolutnie nowatorskiego, wspaniałego w sztuce. Dlatego w swoich pracach staram się pokazywać ich słabość. W przypadku tej pracy to licznik, który liczy osoby przechodzące przez tunele. Wiedza przez niego gromadzona jest bezużyteczna – nic sensownego nie potrafi nam powiedzieć, poza bzdurną statystyką. Licznik jest tylko narzędziem określonej idei, zresztą źle skonstruowany, ponieważ myli się w obliczeniach.
 PJ  Sztuka medialna, która powstawała w latach 60. i 70. XX wieku była pewnego rodzaju nowym futuryzmem. Nowinki techniczne były wówczas nadzieją i utopią artystów. Dzisiaj aparat i kamera cyfrowa są w powszechnym użyciu.
 AW  Tak, ale mając to samo narzędzie, możesz wykorzystać je bardzo różnie. Byłem kiedyś na wystawie klasycznej fotografii z lat 20. Zachwyciła mnie swoją magią. Kiedyś bardziej celebrowano jedno zdjęcie, teraz są ich miliony. Słyszałem też, że coraz chętniej powraca się do „ósemek”, kamer z 8-milimetrową taśmą filmową, czy do aparatów analogowych. Ruskie Lomo w rękach lomografów to narzędzie kultu. Tak czy siak to tylko narzędzia. Ja przecież z wykształcenia jestem tylko malarzem (często pokojowym), który sięgnął sobie do całego tego elektryczno-elektronicznego arsenału.
 PJ  Podczas trwania wystaw „Arbiterium/Nequitum” prosiłeś różnych ludzi o teksty na temat wyborów. Jakie wątki zostały poruszone?
Rozmaite. Od postaw typu: czy naszym postępowaniem, wyborami robimy komuś krzywdę, do skrajnie luzackich. Pojawiły się także wypowiedzi, że wszystko jest przypadkiem, albo że czasami wpada komuś do głowy „grzybek” i rośnie, zmieniając człowieka...

teksty o wyborach

 Roman Brombszcz  [>a]
Wybieramy tak jak pewna większość utwierdzając w ten sposób statystyczny układ, który dostatecznie dobrze przystosował się do swoich warunków brzegowych. Średnia znika z pola (widzenia?) ze względu na to, że poróżnia się wewnątrz siebie. Trudno ustalić, jaki jest obowiązujący stan dla współczesnej kultury, czy uśredniania, czy warunków brzegowych. Wybór nieprawidłowy przynosi nadwyżkę znaczenia, sens o który nie każdy zabiega. W konfrontacji z masami ludzkimi, których ocena staje się granicą osądu, wybory nieprawidłowe tracą na wykluczeniu, zyskują na wyjątkowości. Paradoksalnie masy wytwarzają też swoje nieprawidłowości.
Jak pokazuje THX1138 "skretynienie" wynurza się z obrzeży. Z kolei, Huxley wmontowuje je w "kastowość" Nowego Technopolis Alf, Bet, Delt i Epsilonów.

 Sebastian Cichocki 
Jednym z najbardziej osobliwych eksponatów w amerykańskim Museum of Jurrasic Technology, które samo w sobie stanowi współczesny chambres de merveilles, jest zakonserwowana kameruńska mrówka z spiczastym wyrostkiem na głowie. Pochodzący ze środkowej Afryki owad jest ofiarą grzyba z rodzaju Tomantella. Zdarza się, że mrówka grzebiąc w ściółce leśnej w poszukiwaniu żywności połyka zarodniki tego pasożyta. Grzyb „zamieszkuje” w mózgu mrówki, modyfikując jego zachowanie. Zainfekowana mrówka odłącza się od mrowiska, wędruje zagubiona po lesie tropikalnym, kto wie, czy nie dręczona jednocześnie potężnymi halucynacjami. Po jakimś czasie „na życzenie” grzyba owad po raz pierwszy w życiu opuszcza dolną część tropikalnego lasu i zaczyna wspinać się na drzewo. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości wycieńczona mrówka zanurza swoje żuwaczki w korze drzewnej i tak zakotwiczona umiera. Grzyb wyrasta wtedy z jej głowy, powoli konsumując pozostałości tkanki. Z pomarańczowego czubka pasożyta rozsiewane są sporysze, których część ma szanse trafić do mózgu kolejnej mrówki.
Ta prawdziwa historia okazywała się niezwykle użyteczna w sytuacjach kiedy opowiadałem o tradycjach konceptualnych w sztuce najnowszej, o powrotach do wątków ekologicznych czy polityczno-społecznym zaangażowaniu artystów, a także po prostu jako zgrabna, metaforyczna opowiastka w sytuacjach nieartystycznych. Zauważyłem, że opowiastka ta pasuje zwłaszcza do sytuacji, które wiążą się z podejmowaniem jakiejś decyzji. A jako, że i tym razem trudno mi było zdecydować na formę, którą przybrać ma niniejszy tekst, w sukurs przyszła mi kompletnie zagubiona mrówka, za którą decyduje złośliwy grzyb.

 Ewa Kulesza  decyzje
Nie podejmuję decyzji bez zastanowienia. Życie nauczyło mnie być ostrożną. Może wydaje się przez to niektórym nudna, ale to nie ma znaczenia.
Oczywiście nie wszystkie decyzje są jednakowo ważne. W tych mało ważnych pozwalam sobie na błędy, nie zawsze koncentruję się przy ich podejmowaniu, szkoda mi energii. Ale zanim podejmę ważną decyzję, długo wyczekuję na odpowiedni moment.
Część decyzji dotyczy spraw bytu, a część - ducha. W tych pierwszych jest mi chyba łatwiej. Zbieram odpowiednio długi czas informacje, analizuję, dojrzewam, a potem podejmuję decyzję. Na przykład tak było z decyzją o budowie domu. Oczywiście, że zawsze jest jakieś ryzyko niepowodzenia, ale żebym podjęła decyzję, musi być ono niewielkie (patrz ostrożność).
Trudniej jest ze sprawami ducha. Na przykład, co jest moim powołaniem, z kim powinnam żyć? Tutaj, żeby podejmować dobre decyzje, trzeba dobrze znać siebie, swoje najgłębsze potrzeby. Na te potrzeby często nakładają się pseudo potrzeby, wmówione nam przez innych (rodziców, kościół, znajomych). Albo powielamy schematy, w których czujemy się bezpiecznie (nawet jeśli nam ewidentnie szkodzą). Wiążemy się z człowiekiem, który nas niszczy (twierdząc, że to miłość), bo nasi rodzice nasz niszczyli i jest to dla nas naturalne, znajome środowisko. Tak więc nierzadko wierzymy, że coś jest naszą potrzebą, a to tylko złudzenie. Ja, żeby poznać samą siebie, moje prawdziwe potrzeby, staram się dużo czasu spędzać w samotności. Wtedy głos intuicji jest lepiej słyszalny. Dotknęłam problemu intuicji. To sedno sprawy. W sprawach ducha zawsze najważniejsze jest dla mnie to, co podpowiada mi intuicja. Raczej mnie nie zawodzi, ale to dlatego, że nie pozwalam sobie na utratę kontaktu z nią.
Większość decyzji w moim życiu była trafna. Muszę jednak przyznać, że kilka razy w życiu ważne dla mnie wybory (decyzje) podejmowali inni, nie miałam na nie wpływu. I wtedy przydawała się pokora.

 Kamil Kuskowski  Drogi Andrzeju!
W końcu się zmotywowalem, żeby napisac o motywacji i mechanizmach podejmowania decyzji w moim nie koniecznie artystycznym życiu, chociaż trwalo to dłuższy czas może dlatego że decyzje o napisaniu o tym wszystkim podjąłem szybko.
Co do roli motywacji w moim życiu artystycznym to jest to element niezwykle ważny, motywujące jest dla mnie wszystko zarówno sukcesy jak i porażki, często te drugie bardziej choć ktoś może uznać to za koterie. Motywujące są pochwały ale tylko te szczere chociaż nie zawsze wiem, ktore to są, motywujące są słowa krytyki oczywiście o ile są konstruktywne te w zasadzie odróżniam od innych. Motwuje mnie zazdrość oczywiście pozytywna o dobrą prace innego artysty chociaż trudno w to uwierzyć.
Motywacja jest elementem, bez którego nie wyobrażam sobie procesu twórczego, od niej bowiem wszystko sie zaczyna, ale bez niej wszystko może sie skończyć. Motywacja wywołuje u mnie specyficzny rodzaj napięcia, które sprawia że odczuwam niezwykłą przyjemność z tego co robię. W końcu motywują mnie inni.
Co do mechanizmow podejmowania decyzji często w życiu osobistym podejmuje je zbyt pochopnie aż sam sie dziwie sobie i w tej kwestii to by było wszystko.
Co do artystycznych tu jestem tak mi się przynajmniej wydaje bardziej ostrożny. W zasadzie mechanizm podejmowania decyzji dotyczący realizacji poszczególnych projektow jest zazwyczaj podobny, na początku jest pomysł jak ktos woli wstępna koncepcja, potem pojawia się czas jego weryfikacji trwajacy z reguły bardzo długo. Zanim podejmę ostateczną decyzję musze być przekonany w jakiś 90 procentach do tego co zrobie.
Pozdrawiam

 Konrad Kuzyszyn 
DECYZJE ZAWSZE PODEJMUJE CIAŁO ALBO ROZUM LUB JEDNO W POROZUMIENIU Z DRUGIM. JEDNAK CIAŁO JEST ZAWSZE TU I TERAZ . ROZUM NIGDY. TEN KONFLIKT SKUTKUJE NIETRAFNOŚCIĄ WYBORÓW W NASZYM ŻYCIU, KTÓRE DOŚĆ POCHOPNIE NAZYWAMY ŚWIADOMYM BYTEM… A TO JEDYNIE DOŚWIADCZANIE TRANSCENDENTNEJ RZECZYWISTOŚCI.

 Jarosław Lubiak 
To był zdecydowanie najgorszy dzień w moim życiu. A właściwie najdłuższa i najbardziej bezsenna noc. Choć i tak wiedziałem, że muszę zrobić to, czego zrobić najbardziej nie chciałem (lub, co na jedno wychodziło, najbardziej chciałem zrobić, to czego naprawdę nie powinienem ). I gdzie tu decyzja? (A myślałem, że jest wtedy gdy mogę zrobić to albo tamto i wybieram to, na co mam ochotę. Albo wtedy gdy mam o ochotę na to i na to, a mogę dostać tylko jedno. Albo wreszcie gdy nie chcę ani tego, ani tamtego, ale muszę wybrać.). Moment decyzji jest wtedy, gdy nie ma żadnego wyboru. Gdy muszę zrobić to, czego najbardziej zrobić nie chcę i decyduję się na to. Moment Decyzji jest Szaleństwem pisze Søren Kierkegaard.

 Dominik Popławski  
Chłopiec stoi przed wyborem zjedzenia, albo nie zjedzenia smakołyka.
Jest to ostatni kawałek.
W perspektywie widzi przyjemność, ale jednocześnie jej kres.
Podtrzymuje myśl o mającej nadejść przyjemności.
Odwleka jej działanie.
Trwa w stanie „bez-przyjemności”*.
Wykres:
*bez-przyjemność – w oderwaniu od związku binarnego „przyjemność – nieprzyjemność.

 Marta Smolińska-Byczuk  Moja decyzja to wybór słów Milana Kundery: Poza przyczynowością
W majątku Lewina spotykają się mężczyzna i kobieta, dwie samotne i melancholijne istoty. Podobają się sobie i w skrytości ducha pragną, aby ich życia się połączyły. Czekają tylko na okazję, kiedy, pozostawieni na chwilę sami, będą mogli to sobie wyznać. I wreszcie pewnego dnia widzą się bez świadków w lesie, do którego wybrali się na grzyby. Zakłopotani, milczą, wiedząc, że chwila nadeszła i nie wolno jej zaprzepaścić. W przedłużającym się milczeniu kobieta zaczyna nagle, „nieoczekiwanie i wbrew swej woli”, mówić o grzybach. Znowu zapada cisza, mężczyzna dobiera słów do swych oświadczyn, lecz zamiast mówić o miłości, on również, „pod wpływem niespodziewanego odruchu”, opowiada o grzybach. W drodze powrotnej oboje rozmawiają nadal o grzybach, bezbronni, zrozpaczeni, gdyż wiedzą, że już nigdy nie przemówią o miłości.
Po powrocie mężczyzna tłumaczy sobie, że nie mówił o miłości z powodu swej zmarłej kochanki, której wspomnienia nie potrafił w sobie zdradzić. Lecz my dobrze wiemy: że jest to przyczyna pozorna, przywołana po to, by się pocieszyć. Pocieszyć się? Tak. Albowiem godzimy się z utratą miłości z jakiegoś powodu. Nigdy nie wybaczamy sobie jej utraty bez żadnej przyczyny.
Ten krótki i bardzo piękny epizod jest niejako parabolą jednego z największych osiągnięć Anny Kareniny: ujawnienia pozaprzyczynowego, nieprzewidywalnego czy wręcz tajemnego wymiaru ludzkiego działania.
Czym jest działanie: oto odwieczne pytanie powieści, pytanie, by się tak wyrazić, ją konstytuujące. W jaki sposób powstaje decyzja? Jak przechodzi ona w czyn i jak kolejne poczynania łączą się ze sobą w jedną przygodę?
Dawni powieściopisarze usiłowali wyciągnąć z obcej i chaotycznej materii życia nitkę przejrzystego rozumowania; w ich pojęciu działanie rodzi się z racjonalnie pojętej przyczyny i wywołuje działania kolejne. Przygoda jest cudownie przyczynowym łańcuchem działań.
Werter kocha żonę przyjaciela. Nie może go oszukać, nie może zapomnieć o miłości, toteż się zabija. Samobójstwo przejrzyste niczym matematyczne równanie.
Lecz dlaczego popełnia samobójstwo Anna Karenina? Mężczyzna, który zamiast o miłości mówił o grzybach, chce uwierzyć, że stało się tak z powodu jego przywiązania do zmarłej kochanki. Przyczyny, których moglibyśmy się dopatrzyć w czynie Anny, są równie pozorne. Prawda, ludzie odnosili się do niej z pogardą, lecz czy i ona nie mogła nimi gardzić? Nie pozwalano jej odwiedzać syna, ale czy była to sytuacja nieodwołalna, nie do naprawienia? Wroński był już nieco Anną znużony, ale czy mimo wszystko nadal jej nie kochał?
Anna nie przyszła zresztą na dworzec po to, by odebrać sobie życie. Przyszła do Wrońskiego. Rzuca się pod koła, nie podjąwszy decyzji o skoku. To raczej decyzja zabrała Annę. Zaskoczyła ją. Podobnie jak mężczyzna, mówiący o grzybach miast o miłości, Anna działa „pod wpływem niespodziewanego odruchu”. Co nie oznacza, że jej czyn miałby być pozbawiony sensu. Tyle tylko, że sens ów znajduje się poza przyczynowością dostępną rozumowi. (…)
Przy boku Anny jesteśmy daleko od Wertera i daleko od Kiriłłowa. Ten ostatni zabija się, ponieważ powodują nim całkiem jasno określone korzyści, wyraźnie opisane intrygi.jego czyn, choć szaleńczy, jest wyrozumowany, świadomy, przemyślany, dokonany z premedytacją. (…)
Dostojewski uchwycił szaleństwo rozumu, pragnącego w swym uporze dojść do kresu własnej logiki. Tołstojowskie pole rozważań mieści się dokładnie po drugiej stronie: Tołstoj odsłania obecność tego, co nielogiczne, nieracjonalne. I dlatego o nim wspominam. Odwołanie się do Tołstoja pozwala umieścić Brocha w kontekście jednego z wielkich poszukiwań, które prowadzi powieść europejska: poszukiwania roli, jaką w naszych decyzjach, naszym życiu, odgrywa to, co irracjonalne.
Milan Kundera, Sztuka powieści. Esej, tłum. Marek Bieńczyk, wydanie II zmienione, PIW, Warszawa 2004, s. 55-57.

 Piotrek Stasiowski  non plus ultra
Bajt składa się z ośmiu bitów. Bit jako najmniejsza jednostka informacji to prosta kombinacja braku oraz pojedynczej możliwości. W symulowanym świecie baudrillardowskich symulakrów fakt ten może mieć podstawowe znaczenie dla jego konstrukcji. Bit jednak, jako taki, nie ma możliwości konstrukcji czegokolwiek, dopiero kombinacja bitów, ich kod buduje cokolwiek. Pojedyncza decyzja nie jest w stanie wpłynąć na ostateczny kształt zamierzenia. To budujące, ponieważ stanowi zabezpieczenie przed wszelką ortodoksją.
Zapalić czy nie zapalić kolejnego tego dnia papierosa? Wcisnąć czerwony guzik czy się wstrzymać przed atomową masakrą? Namalować obraz czy wybrać się na majówkę ze znajomymi? Każda z decyzji warunkowana jest szeregiem pobocznych czynników, często nie mających bezpośredniego połączenia z naszymi wyborami. Owe czynniki stanowią zabezpieczający decyzje kontekst.
Kontekst decyzji zmiękcza odpowiedzialność za nią. Powoduje relatywizację pojęć dobra i zła. Czy więc istnieją wartości uniwersalne? Niedyskutowalne? W pewnym sensie poszukiwaniom odpowiedzi na to pytanie służy sztuka. Ale i ona też stara się unikać jednoznacznych odpowiedzi, skłaniając się raczej do zadawania pytań, ujawniania pułapek kontekstu.
Próby stanowczych rozróżnień pomiędzy różnymi wartościami cechują najczęściej ludzi młodych. Na etapie dojrzewania istnieje zapotrzebowanie na pewnego rodzaju krystalizację postaw, sądów - tak, aby świadomie uczestniczyć w społeczności. Co ciekawe, z czasem owe, często jednostronne, postawy ulegają stopniowej relatywizacji. Kontekst rzeczywistości, jej nieprzeźroczystej oczywistości wymusza pewne ustępstwa na rzecz sprawnego dialogu i współegzystencji w zbiorowości. „Wiek męski, wiek klęski” postrzegany jest jako okres rozmycia priorytetów, nieufność w samostanowiące się paradygmaty. To też wiek świadomości, w którym nawet dogmaty ulegają przewartościowaniom, kwestionowaniu.
Z perspektywy kultury interesujący wydaje się ten moment przejścia pomiędzy radykalnym ustanawianiem priorytetów a postępującym ich rozbijaniem oraz zacieraniem w procesie dorastania. Czas postprodukcji, czas otwarcia na różnorodność i wieloaspektowość doświadczenia jest w stanie zamazać obiektywne, arbitralne decyzje. Czy jednak owa rewitalizacja postawy nie jest w sumie wartością dodatnią? Odejściem od bita na rzecz megabajta?

 Marysia Wasilewska 
Stojąc przed koniecznością wyboru między JEDNYM a DRUGIM wybieram JEDNO. Jednocześnie rezygnuję z DRUGIEGO.
Akt ten, choć dzięki niemu zyskałam JEDNO, jest bardziej wyrzeczeniem się, czy też utratą DRUGIEGO.
Ponadto, za każdym razem po dokonaniu jakiegokolwiek wyboru zostaję coraz bardziej stratna: nie mogę mieć JEDNEGO+DRUGIEGO naraz. Rachunek jest prosty – mam mniej niż przed aktem wyboru.
A ponieważ bezustannie staję w sytuacji konieczności podejmowaniu decyzji tracę coraz więcej.
To tak, jakby stożek widzenia, czy też zbiór danych o świecie poszerzający się w miarę drogi, po każdym akcie wyboru zawężał się, zwracając przeciwko sobie. 
Jakby widziana i odbierana przeze mnie rzeczywistość odsuwała mnie od siebie. Strzałki wektorów zwrócone ku sobie w końcu zniosą się zupełnie.
Nie mogę jednocześnie zjeść ciastko i je mieć. Nie mogę być twórcą i tworzywem. Cokolwiek zrobię jestem stratna i tym tłumaczę swoją inercję. Jednakże, jeśli nie zrobię nic, praktycznie mnie nie ma. Żywy trup.
Strach przed popełnieniem błędu i rezygnacja, które mi towarzyszą i paraliżują aktywność, rozrzedzają tkankę życia Tu i Teraz.

 Monika Weychert Waluszko  Albo-Albo, Tak znaczy tak. Nie znaczy nie.
Nie interesuje mnie proces podejmowania decyzji. Decyzja może być spontaniczna. Może być bardzo przemyślana. Zawsze jednak wydaje się być wynikiem przypadku: znamy jedynie wycinek rzeczywistości i na tej podstawie podejmujemy decyzje. A gdybyśmy znali inny lub szerszy obszar - czy nasza decyzja byłaby taka sama? Albo gdybyśmy wcześniej byli uwarunkowani innymi doświadczeniami? Decyzja jest więc tylko emanacją chaosu. „Życie można zrozumieć, patrząc nań tylko wstecz. Żyć jednak trzeba naprzód.” Stąd być może, jak w ujęciu Kirkegaarda, podejmując decyzje przepełnieni jesteśmy lękiem i bólem.
Mnie interesują konsekwencje wyborów.
Ostatnio wskrzeszona została postać Krzysztofa Niemczyka. I poddana powoli polskiemu „brązownictwu” przemienia się z krakowskiej legendy w umniejszające lub/i przeciwnie stereotypy: prekursor polskiej sztuki gejowskiej, pierwszy polski sytuacjonista, wskrzesiciel ekspresjonizmu pisarskiego albo wielbiciel naturalizmu – ktokolwiek, ktoś, znowu nikt.
Mnie jednak w tej osobie pociąga właśnie moment wyboru. Kimkolwiek był Niemczyk - był wzorem „człowieka, który wybrał”. Pierwszy wybór: cokolwiek jest moim działaniem robię to bez ochronnego parasola sztuki. Za to zapłacił więzieniem, szpitalem psychiatrycznym, skomplikowaną grą ze służbami bezpieczeństwa, pogardą i ostracyzmem ze strony „środowiska” (konflikt z Kantorem i Foksalem), poniżającymi warunkami bytowania: biedą, pogłębiającą się chorobą, strasznymi warunkami mieszkania. Zapomnieniem. I drugi wybór, po śmierci matki: przestać tworzyć cokolwiek, ponieważ egoizm „Niemczyka- artysty” godził w dobro najbliższych. Przestając „być czynnym artystą” Niemczyk przesunął się na tak głęboki margines życia, ze w jego nocie biograficznej użyto sformułowania „samobójca społeczny”.
Ja szanuję twarde wybory. Troskę by ich konsekwencje nie uderzały w ludzi – bliższych i dalszych. Wybory, które nie są podyktowane partykularnym interesem. Często mogą się wydawać z boku czystym szaleństwem.
Ale.. jak napisał Kazimierz Staszewski ojciec:  
 Z tylu różnych dróg na życie, każdy ma prawo wybrać źle…